Czy bycie FIT na pewno jest zdrowe?
Jeszcze kilkanaście lat temu nikt nie słyszał o pojęciu “być FIT”, dziś trudno znaleźć osobę, która takiego pojęcia nie zna. Czy bycie FIT oznacza to samo co zdrowy styl życia? Czy to tylko kolejna moda, która przeminie jak olej kokosowy?
O tym wszystkim posłuchasz w 11. odcinku mojego podcastu “Zaczynam od Poniedziałku”.
Cześć, witam Cię Drogi Słuchaczu w 11. odcinku mojego podcastu, “Zaczynam od Poniedziałku”. Mam wrażenie, że jeszcze 10 lat temu, nikt nie słyszał o takim pojęciu jak “być fit”, a dzisiaj trudno znaleźć osobę, która takiego pojęcia nie zna. To ma oczywiście ogrom plusów, dlatego że bycie fit kojarzy nam się ze zdrowym stylem życia, z aktywnością, ze zdrowym odżywianiem się. Natomiast dzisiaj chciałabym się zastanowić nad tym, czy rzeczywiście bycie fit jest zdrowe i czy są sytuacje, w których ono może okazać się szkodliwe.
Kiedy ja 6, może 7 lat temu zaczynałam swoją przygodę z aktywnością fizyczną, moja wiedza również była w tym obszarze bardzo niewielka. Oczywiście gdzieś tam dzwony biły, że ruch to zdrowie, każdy to wiedział, że trzeba się zdrowo odżywiać, ale tak naprawdę nie do końca było wiadomo, co to znaczy “zdrowo”, oprócz warzyw, owoców i “pij mleko, będziesz wielki”. W każdym razie rzeczywiście ten obszar diety, odżywiania i ruchu nie był w moim odczuciu zbyt popularny. Dzisiaj jest zupełnie odwrotnie i to jest z jednej strony bardzo, bardzo fajne, bo promowanie zdrowego stylu życia absolutnie nie jest negowane przez nikogo. Natomiast łatwo jest też w tym wszystkim popaść w skrajność. Ja właśnie po drugiej ciąży zaczęłam uczęszczać na zajęcia fitness, dużo o tym mówię w 1. odcinku mojego podcastu, do którego wysłuchania serdecznie Cię zachęcam, natomiast tak w trzech słowach, w wielkim skrócie, postanowiłam, że zacznę uprawiać aktywność fizyczną, wybrałam zajęcia grupowe, zajęcia fitness i najpierw 2, potem 3 razy w tygodniu zaczęłam na nie regularnie chodzić. To trwało rok, po czym zdecydowałam, że potrzebuję czegoś więcej, dlatego że na własną rękę nie wprowadzałam żadnych dużych zmian w swoim odżywianiu, ale stwierdziłam, że chciałabym schudnąć, chciałabym coś ze sobą więcej zrobić. I poszukałam trenera personalnego, z którym zaczęłam współpracę, który pomógł mi też ogarnąć odżywianie i dzięki niemu udało mi się te zbędne kilogramy zgubić.
Natomiast w międzyczasie wydarzyło się bardzo dużo różnych rzeczy, i pozytywnych, i tych mniej pozytywnych, znaczy one wtedy mniej pozytywne mi się nie wydawały, ale teraz, patrząc z perspektywy czasu, z perspektywy trenera, wiem, że to co robiłam, nie było najlepsze, ani dla mojego ciała, ani dla mojego ducha, choć mój duch wtedy tego nie czuł i moje ciało wydawało mi się, że też tego nie odczuwało.
Bardzo łatwo jest, kiedy już załapiemy tzw. bakcyla do aktywności fizycznej, popaść w skrajność. I tak właśnie stało się w moim przypadku, kiedy zaczęłam współpracę z trenerem personalnym, kiedy poznałam trening siłowy, w którym zakochałam się bardzo, bardzo mocno i który towarzyszy mi do dzisiaj, do którego cały czas pałam tym samym gorącym uczuciem, ale wtedy rzeczywiście wyglądało to tak, że właściwie byłam na tej sali treningowej, na tej siłowni codziennie. Oczywiście nie od razu, ale gdzieś po roku, półtora, byłam tak bardzo mocno wkręcona w te treningi. Oczywiście nie wszystkie treningi miałam z trenerem personalnym, ale dwa miałam z trenerem, a pozostałe pięć robiłam już we własnym zakresie i byłam na siłowni dosłownie codziennie.
I to z perspektywy czasu wydaje mi się bardzo nieodpowiedzialne, wręcz głupie, ale też jak to sobie przypomnę, zauważyłam, że te treningi nie przynosiły jakichś spektakularnych efektów. Teraz już wiem dlaczego tak się działo, wtedy nie miałam takiej wiedzy, ale to jest właśnie jeden z takich aspektów, kiedy bardzo mocno chcesz zadziałać, chcesz żeby to zadziało się szybko, a to się szybko wszystko nie zadzieje, potrzeba na to czasu i odpowiedzialnego trenowania, odpowiedzialnej aktywności fizycznej, i tego mi wtedy zabrakło. I to jest jeden z takich elementów, które dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że bycie fit wtedy nie było zdrowe, wprost przeciwnie, mogło mi zaszkodzić. Nic na szczęście się nie wydarzyło, ale mogło się zdarzyć tak, że to codzienne trenowanie na siłowni mogło przynieść kompletnie odwrotne skutki do tych, których oczekiwałam.
Te siedmiodniowe treningi, te codzienne treningi, z początku wcale nie wynikały z tego, że ja musiałam. Ja uważałam, że ja chcę. I nie że powinnam, tylko, że sprawia mi to radość, ja po prostu chcę codziennie trenować. Ta radość, przyznam, że z czasem się skończyła, dlatego, że ja przestałam widzieć efekty tej pracy. One były na początku bardzo fajne, a miałam wrażenie, że im więcej się staram, im więcej trenuję, tym tych efektów jest mniej. I potem rzeczywiście już weszłam w taki tryb “muszę, powinnam”. I to jest kolejna rzecz, że gdzieś tam w głowie to wszystko się przestawia i jeśli zaczynacie myśleć o swoim zdrowym trybie życia, o swoim byciu fit, że musicie, to to już nie jest zdrowy styl życia, to jest już gdzieś za daleko posunięte i od tego powinniśmy uciekać.
Ogólnie bycie fit jest w tej chwili bardzo modne, tak jak po pierwszej czy drugiej edycji “Tańca z gwiazdami”, czy “You can dance”, szkoły tańca po prostu miały ogrom, wysp wręcz chętnych do tego, żeby uczyć się tańczyć, tak teraz to bycie fit jest bardzo, bardzo modne, bardzo popularne. I tak jak wspomniałam na początku, do pewnego momentu to jest jak najbardziej ok, w pewnych aspektach jest wręcz wskazane i super, ale ważne jest, żeby się w tym wszystkim nie zapędzić, nie zapętlić, szukać takiej równowagi między tym co jest rzeczywiście zdrowe w tym byciu fit, a co już zdrowe być przestaje.
Musimy też nie dać się zapętlić temu, co widzimy na około w social mediach, na instagramie. Jeśli obserwujecie takie konta, które rzeczywiście gdzieś tam w tym świecie fit się obracają, to możemy odnieść wrażenie, że te osoby nie robią nic innego tylko ćwiczą, wrzucają swoje treningi na youtube, tak żeby inni też mogli z nich skorzystać, spędzają właściwie pół dnia na siłowni, a drugie pół albo przygotowując sobie posiłki, albo robiąc jakieś super fit desery, które można oczywiście według nich jeść i jeszcze raz jeść, bez żadnych ograniczeń, albo promują diety pudełkowe, które są super wygodne i w ogóle ekstra. No i trudno jest nam w ogóle przesiać przez swój własny rozum, co jest ok a co już ok nie jest i często dajemy się ponieść tej fali takiej mody na bycie fit, i na to że “ok to ja teraz też idę na siłownię, to ja idę zrobić trening, to ja idę poćwiczyć” i tak dzień w dzień, dzień w dzień. I nie myślimy o tym, czego nie widać na instagramie, czyli regeneracji, snu, potrzeby odpoczynku, bo jesteśmy non stop bombardowani tym, że ludzie są aktywni, mają super szczupłe sylwetki, niski poziom tkanki tłuszczowej, wysoki poziom tkanki mięśniowej, wyglądają jak młodzi bogowie i po prostu chcemy często do tego samego dążyć, bo wydaje nam się, że szczupła sylwetka oznacza 100% zdrowia, a to może okazać się nieprawdą.
Oczywiście szczupłe osoby mają mniejszą tendencję do tego, aby na niektóre choroby zapadać, osobom otyłym jest dużo łatwiej. Ale szczupła sylwetka niekoniecznie oznacza zdrowy styl życia. Może oznaczać ogrom problemów natury psychologicznej, których już na instagramie niestety nie zobaczymy, bo się o nich po prostu nie mówi. Możemy nie zdawać sobie sprawy z tego, że bardzo często takie fit sylwetki mają zaburzenia odżywiania, zaburzenia percepcji, widzenia siebie i to już naprawdę fit nie jest. Często jest tak, że te osoby ważą każdy kęs, mierzą każdy łyk i tego nikt nie pokaże na instagramie, dlatego że to mogłoby się okazać czymś, co się nie do końca dobrze sprzedaje. Dlatego bardzo ważne jest, żebyśmy umieli przesiać to, co widzimy, przez pryzmat tego, co chcą nam pokazać. Bo bardzo łatwo jest się w tym wszystkim zapętlić, uwierzyć w to, co się widzi, szczególnie mam tutaj na myśli młode osoby, albo osoby, które dopiero chcą wejść w taki aktywny tryb życia, chcą coś zmienić w sobie.
Często wierzymy tym osobom, które obserwujemy, zazwyczaj są to jakieś duże konta z dużymi zasięgami i wydaje nam się, że to, co te osoby mówią, robią, jest zwyczajnie dobre. I trzeba mieć na uwadze, że widzimy tylko pierwiastek ich życia i to taki, który chcą nam pokazać. Jeśli przyjmiemy w naszym życiu tę strategię 80/20, czyli w 80% będziemy rzeczywiście zdrowo się odżywiać, a 20% zostawimy na spotkania z przyjaciółmi, na coś co po prostu towarzyszy nam w życiu i będzie towarzyszyć i bardzo dobrze, że nam towarzyszy, na takie momenty w których nie będziemy musieli się biczować, że zjedliśmy kawałek pizzy, myśleć, że “jejku teraz muszę pobiegać”. To już nie są zdrowe oznaki bycia fit, to wprost przeciwnie, powinniśmy się zacząć zastanawiać, czy nie zaczynamy mieć jakichś zaburzeń odżywiania czy percepcji niektórych rzeczy.
Tak jak mówię, liczenie kalorii, takie bardzo skrupulatne, czy ta codzienna aktywność fizyczna, dlatego że uważamy, że codziennie musimy coś zrobić, to ciało nie ma kiedy odpocząć, zregenerować się. To nie są zdrowe nawyki i oczywiście być może są trochę lepsze niż leżenie na kanapie, aczkolwiek jakby się tak głębiej zastanowić, to myślę, że niejeden psycholog miałby tutaj co nieco do powiedzenia. Z tym zdrowym stylem życia trzeba obchodzić się naprawdę bardzo bardzo ostrożnie. Bo można popaść w skrajność, nawet naprawdę mimochodem, nie wiedząc kiedy to się stanie. Liczymy kalorie, sprawdzamy każdy gram, biczujemy się za to, że zjedliśmy coś, co wykracza poza nasza kartkę papieru, rozpisaną przez dietetyka. To nie jest zdrowy styl życia, to jest zupełnie coś odwrotnego i ten balans, umiar, który powinniśmy umieć zachować jest bardzo bardzo ważny, kluczowy w tym wszystkim. I dopóki nie będziemy myśleli o naszym myśleniu i o naszym zdrowym stylu życia, że “okej, ja się dobrze odżywiam, ale wychodzę sobie ze znajomymi i oglądamy mecz i nie wiem, zjemy sobie popcorn i wypijemy sobie do tego piwo i spoko, to też jest część naszego życia”, żeby się nie zafiksować. Oczywiście w drugą stronę też nie powinniśmy sobie luzować na 100%, ale ten umiar właśnie, o którym wspomniałam to jest dla mnie taka bardzo fajna filozofia na życie, to 80/20, 80% w cudzysłowiu “zdrowo się prowadzę”, a 20% w cudzysłowiu mam dla “zdrowej głowy” i własnych przyjemności. Po to żeby nie dać się zafiksować temu wszystkiemu.
A jeśli chodzi o tą aktywność fizyczną, oczywiście zachęcam każdego do ruchu codziennie, spacerujmy, ale codzienny ruch nie może wręcz oznaczać półtoragodzinnego treningu na siłowni, bo to nie tędy droga. Trenujmy sobie co drugi dzień, 3-4 razy w tygodniu, tak jak nam wypadnie, a ten jeden dzień dajmy naszemu ciału odpocząć i to nie tylko po to, żeby ono rzeczywiście fizycznie odpoczęło, ale także po to, żeby ten trening siłowy, który wykonaliśmy wcześniej dobrze zadziałał, także odpoczywajmy, dobrze się odżywiajmy, ruszajmy się jak najbardziej, uprawiajmy aktywność fizyczną, najlepiej taką która sprawia nam radość, ale też miejmy w tym wszystkim taki zdrowy rozsądek, nie fiksujmy się na niektórych rzeczach, no nie da się z kartką papieru przeżyć całego życia, dobrze jest znaleźć taki sposób na siebie, żeby nauczyć się zdrowego stylu życia, ale też mieć miejsce i czas na drobne przyjemności. Mnie to zajęło jakieś 5 lat, jak to mówią lepiej późno niż wcale, ja w tej chwili właśnie jestem typem, który umie to zbalansować, mam przynajmniej takie wrażenie, nie odczuwam już takiego parcia, ciśnienia na codzienny trening, że jak nie poszłam na siłownię to będę po prostu płakać, bo tak też bywało, że chodziłam smutna, osowiała, pełna wyrzutów sumienia. Dzisiaj mi się to nie zdarza i to daje mi właśnie te radość, którą ja wtedy kompletnie zagubiłam i pamiętajmy, że im więcej mamy wrażenia, że “muszę”, tym mniej to zdaje się być zdrowe. I z tą myślą Was dzisiaj zostawiam, nic w nadmiarze zdrowe nie jest, także balans, równowaga i będzie dobrze. Dziękuję Wam serdecznie za wysłuchanie tego odcinka, mam nadzieję, że co nieco Wam naświetliłam, jak to wszystko w moim odczuciu i w moim życiu, moim doświadczeniu wyglądało, czego unikać, na co sobie pozwalać, żeby zachować właśnie tę równowagę.
Do usłyszenia w kolejnym odcinku.